Leon Zamora «Sen Aymara» Rozdział I – «Sueño Aymara» Capítulo I

Este texto me gusta mucho por lo que decidí hacer una traducción de algunos fragmentos.

Przekład Lucía Málaga Sabogal

Rozdział I
Wszyscy poszliśmy nad brzeg jeziora, przed wyruszeniem do szkoły, tak jak robiliśmy to na co dzień, nawet huyk´o (ślepy). Ale nie Julia. «Wszyscy» byliśmy piątką z Thayapampy.
Czekaliśmy dobrą chwilę. W nic się nie bawiliśmy. Tylko siedzieliśmy. Gdyby ktoś inny był nieobecny już bylibyśmy przewracali się w piachu lub maczali stopy w wodzie. Ale rzecz w tym że Julia była samą radością i była jakby szefową grupy. Ona tego nie mówilła. Nie było takiej potrzeby. Nawet chłopaki się jej słuchaliśmy. Bez rozkazywania ani zmuszania wiedziała zawsze czego chcieliśmy.
Hortensia powiedziała, że ją widziała wcześnie rano gdy przechodziła koło jej domu i że skinęła ręką jakby dając jej znak: «widzimy się nad jeziorem». Hortensia chciała pójść za nią ale zatrzymała ją jej mama.
-Jak pies, już byś za tą wariatką latała. – skinęła głową by weszła do domu – Wcześnie jest. Chodź mi pomóc.
Julia nie zatrzymała się nawet na chwilkę. Poszła dalej ścieżką obsianą collis, kołysząc energicznie ramionami.

-Nie miała swoich zeszytów? – spytał zmartwiony Timoteo.
-Nie pamiętam. Chyba tak – Hortensia zdawała się wysilać pamięć by ujrzeć przed oczymi przyjaciółkę oddalającą się ścieżką.
Nie przestawaliśmy patrzeć na drogę z Thayapampy. Patrzeliśmy też na drogi wiodące do szkoły i do Q´eta.
-Tam idzie! – huyk´o podskoczył i dodał, szczęśliwy:
-Julia przysła!
Przez chwilę nikt z nas nie wiedział co powiedzieć.
-Słuchaj Mariano. – powiedziałem i obróciłem go chwyciwszy za ramiona- Droga jest za tobą.
Mariano, pewny siebie, popatrzył jeszcze raz na jezioro:
-Julia? – zawołał niepewnie.
Pozostali spojrzeliśmy na siebie, zmieszani, ale później rozluźniły nas nasze śmiechy.
-Pewnie jesteś pijany, Mariano – ośmielił się zażartować Timoteo-. W jezioro patrzysz a Julia nie przyszła.
Huyk´o nie odpowiedział. Patrzył nadal w niebieski horyzont białymi oczami. Później przykucnął z pochyloną głową. Zdawało się że się nad czymś zastanawia.
Reszta z nas się podniosła. Było już późno. Dochodziły już dzieci z Q´ety. Wielu z nich zaczęło nas pokazywać palcem a później wpatrywali się w nas jakby dla upewnienia się, że to my. Bez uprzedniego uzgadniania ruszyli biegiem w stronę szkoły, nie spojrawszy nawet czy podążamy za nimi.
Z tymi z Q´ety mieliśmy starą rywalizację, a jedną z wojen była ta o to kto pierwszy dotrze do szkoły. Thayapampa było dużo dalej niż Q´eta ale my zawsze dochodziliśmy pierwsi. No, prawie zawsze. Teraz też nie chcieliśmy dać się prześcignąć. Hortensia i Timteo wystartowali. Ja ruszyłem za nimi, ale Huyk´o mnie zatrzymał.
-Ja ją usłyszałem. – Powiedział do mnie cicho- Z jeziora wołała nas Julia.
Moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz i spojrzałem jeszcze raz w niebieski ogrom Titicaci. Nie wiedząc czemu nagle usłyszałem swój głos w ochrypłym, przedłużającym się krzyku: JULIAAA!


Capitulo I

Todos fuimos hasta la orilla del lago antes de ir a la escuela, como todos los día; incluso el huyk´o (ciego). Pero la Julia no. Todos éramos los cinco de Thayapampa.
Esperamos un buen rato. No jugamos nada. Sólo estábamos sentados. Si otro hubiera sido el ausente ya estaríamos revolcándonos en la arena o mojándonos los pies en el agua. Es que la Julia era pura alegría, y era como la jefa del grupo. Ella no lo decía. No era necesario. Hasta los varones le hacíamos caso. Sin mandar ni obligar sabía siempre lo que queríamos.
La Hortensia dijo que la vio pasar por su casa temprano y que la Julia le hizo una seña, como diciendo «en el lago nos vemos». La Hortensia quiso seguirla, pero su mamá la atajó.
– Como perro, no más, ya vas a ir en su detrás de esa alborotada – le hizo una señal con la cabeza para que entrara a la casa-. Temprano es. Ven a ayudarme.
La Julia no se detuvo ni un segundo. Siguió caminando por el camino sembrado de collis, balanceando los brazos con energía.
-¿No llevaba sus cuadernos? – preguntó el Timoteo preocupado.
-No me recuerdo. Creo que sí -la Hortensia parecía esforzarse en recordar con sus ojos a la amiga que se alejaba por el camino.
No dejábamos de mirar por el camino de Thayapampa. También mirábamos los caminos que iban a la escuela y a Q´eta.
-¡Ahí viene! -el huyk´o dio un salto y, feliz, agregó:
-¡Llegó la Julia!
Todos nos quedamos un momento sin saber que decir.
-Oye, Mariano -le dije, dándole media vuelta de los hombros-. El camino está en atrás tuyo.
El Mariano volvió a mirar hacia el lago con seguridad:
-¿Julia? -llamó dudoso.
Los demás nos miramos otra vez, desconcertados; pero luego nos aflojamos con nuestras risas.
-Borracho has de estar, Mariano -se atrevió a bromearle el Timoteo-. El lago estás mirando, y la Julia no ha venido.
El huyk´o no contestó. Siguió mirando el horizonte azul del lago con sus ojos blancos. Luego se acuclilló con la cabeza hacia abajo. Estaba como pensando.
Los demás nos levantamos. Ya era tarde. Llegaban los chicos de Q´eta. Varios de ellos nos empezaron a señalar, y luego, todos se quedaron mirándonos, como asegurándose de que éramos nosotros. Sin ponerse de acuerdo, salieron disparados con dirección a la escuela, sin mirar siquiera si es que los seguíamos o no.
Con los de Q´eta teníamos una rivalidad antigua, y una de nuestras guerras era la de quienes llegaban primero a la escuela. Thayapampa estaba más lejazos que Q´eta, pero siempre llegábamos primeros. Bueno, casi siempre. Esta vez no queríamos dejarnos ganar tampoco. La Hortensia y el Timoteo partieron a la carrera. Yo iba en su detrás, pero el huyk´o me detuvo.
-Yo la oí -me dijo en voz baja-. Del lago nos llamaba la Julia.
Mi cuerpo se estremeció de frio y volví a mirar la inmensidad azul del Titicaca. Sin saber por qué, de pronto, escuché mi propia voz en un grito largo y ronco: ¡JULIAAA!

 

Deja una respuesta

Tu dirección de correo electrónico no será publicada. Los campos obligatorios están marcados con *