Lucía
Krysztof Kamil Baczyński
OTOÑO DEL 41
trad. Lucía Málaga Sabogal
«Mientras el buque luchaba – me mantuve en el mástil
Cuando se hundía – lo acompañé bajo el agua»
Słowacki «Mi testamento»
Cuando el cuerpo termine de arder, quedarán los ojos
– clavos en una cubierta de nubes de ébano.
Saldrá el campanero – rugoso cual la tierra otoñal,
halará las piernas de los ahorcados – largas sogas.
Y el trueno rodará del cielo cual una manzana, y la lluvia
despedazará el río como una bandada de cuervos
estallará el árbol verde – mi lira triste.
Me seguirá la tonada fiel como un aullido canino.
Entonces tomen los monumentos y arrójenlos cual fósiles
de tiempos muertos al fondo del cielo, al mármol negro de los ríos
y corten mi brazo gélido de labrar
como si fuera una rama, hasta que mane verdor y sangre.
Que hemos dormido abrazados por cadáveres, eso ya lo saben
ya conocen el perfil de la muerte – quieta y afilada navaja.
Hemos caminado sobre escalones negros de cuerpos fraternos
ahora tomen el harapo del cuerpo y arrójenlo junto al desmonte.
Y arránquenme los ojos, que rueden lejos
cual balas de plomo – balas que abrasaran el viento,
para que silbe a través de calaveras blancas – con una llama intensa,
hasta que haga ceniza vuestros corazones – y extraiga de ellos el mundo.
octubre 1941r
[trad. Lucía Málaga-Sabogal]
JESIEŃ 41r
«A kiedy okręt walczył – siedziałem na maszcie,
kiedy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę.»
Słowacki: «Testament mój»
Gdy ciało się dopali, pozostaną oczy –
gwoździe na wieku z hebanowych chmur.
Wyjdzie dzwonnik – zmarszczony jak jesienna ziemia,
długie nogi wisielców pociągnie jak sznur.
I grom się stoczy z nieba jak jabłko, a deszcz
jak stado kruków będzie rzekę szarpał,
pęknie drzewo zielone – moja smutna harfa.
Jak pies zawyje za mną wierna pieśń.
Wtedy weźcie pomniki i rzućcie jak kamień
czasów martwych w dno nieba, w czarny marmur rzek
i przymarzłe do pracy utnijcie mi ramię
jak gałąź, aż wytryśnie z niej zieleń i krew.
żeśmy w objęciach trupów spali, to już znacie
śmierci profil zastygły i ostry jak nóż.
żeśmy po schodach szli z czarnych ciał braci,
to weźcie szmatę ciała i rzućcie razem – w gruz.
A oczy mi wydrzyjcie i potoczcie dalej
jak ołowiane kule – podpalcie nimi wiatr,
by w czaszki nagie gwizdał – i niech tak się pali,
aż serca wam spopieli – i wyjmie z nich świat.
październik 41 r.
(oryginał w http://www.rawelin.foxnet.pl/zopa/ba01.htm#s42)
Artículos Relacionados
Esta entrada está disponible también en polaco.